Czym jest katedra? – M. Moldbug

Widzę coraz więcej osób korzystających ze słowa, które ukułem dawno, dawno temu, i co do którego zawsze miałem ambiwalentne uczucia. Korzystałem z dużego K, ale dziś widzę więcej minuskuły i myślę, że to dobrze.

“Katedra” to po prostu skrót na “środowiska dziennikarskie i naukowe” – innymi słowy, na ośrodki intelektualne znajdujące się w sercu dzisiejszego społeczeństwa – tak jak Kościół był ośrodkiem intelektualnym w sercu społeczeństwa średniowiecznego.

To określenie stawia tezę. Kościół Katolicki jest jedną instytucją – katedrą jest wiele instytucji. Lecz rzeczownik jest w rodzaju pojedynczym. Ta przemiana z wielu w jedno – dosłownie, e pluribus unum (“Z wielu, jeden” – motto USA) jest esencją zagadki w samym centrum współczesnego świata.

Tajemnica katedry

Tajemnicą katedry jest to, że wszystkie prawomyślne i prestiżowe instytucje naukowe współczesnego świata, pomimo nieposiadania centralnej struktury organizacyjnej, zachowują się na wiele sposobów tak, jakby były jedną strukturą organizacyjną.

Co najważniejsze, ta pseudo-struktura jest synoptyczna: posiada jedną jasną doktrynę, perspektywę. Zawsze jest ze sobą w zgodzie. Co ciekawsze, ta doktryna nie jest statyczna; ona ewoluuje; ta doktryna posiada przewidywalny kierunek ewolucji, i cała struktura porusza się razem

Na przykład: w 2021 roku Harvard, Yale, the Times i Washington Post mówią jednym głosem. Jeśli istnieje jakikolwiek spór doktrynalny pomiędzy tymi prestiżowymi amerykańskimi instytucjami, jest on zbyt mglisty do rozpoznania dla każdego, kto nie jest z Yale. 

W roku 1951 Harvard, Yale, the Times i Washington Post mówiły jednym głosem. Lecz Yale z 1951 nie jest w żaden sposób podobne do Yale z 2021. Jeśli mógłbyś przeteleportować którykolwiek uniwersytet do czasów tego drugiego, widziałyby one siebie nawzajem jako meliny intelektualnych przestępców.

Więc nie chodzi o to, że wszyscy – no, przynajmniej wszystkie fajne dzieciaki – mówią to samo. Raczej: wszyscy czytają tę samą książkę – w tym samym tempie. Nic dziwnego, że plebs widzi teorie spiskowe w pieprzonej zupie. Jeśli zauważyłbyś kilka jasnych czerwonych punktów poruszających się w ten sposób po niebie, pomyślałbyś że są czym? Gołębiami? Zdalnie kontrolowanymi gołębiami, podświetlanymi przez lasery? Czasem nawet Okham musi być zdumiony.

Co więcej, ta tajemnica jest kluczowa w kontekście istoty, losu i epistemologii naszego społeczeństwa, ponieważ uważamy rozdzieloną naturę tych prestiżowych i poważanych instytucji za nienaruszalną gwarancję naszego intelektualnego bezpieczeństwa. Nie oddalibyśmy takiego poziomu aksjomatycznej nieomylności jednej organizacji, np. Kościołowi Katolickiemu – byłoby to umieszczeniem wszystkich mózgów w jednym koszyku. Żaden jajogłowy nie popełniłby takiego błędu.

O ile jesteśmy świadomi, że jednostki – nawet te bardzo mądre – mogą w swojej percepcji i analizie rzeczywistości niesamowicie zbłądzić, i nawet jeśli widzieliśmy grupy ludzi czyniące to samo (stąd “gromadomyślenie/groupthink”), jesteśmy pewni, że oni wszyscy razem nie mogą się mylić. Błądzić jest rzeczą ludzką – lecz usunięcie błędu jest po prostu funkcją wystarczającej siły statystyki.

Ale statystyka działa tylko, jeśli wszystkie twoje próby są niezależne. Jeśli jakaś zagadkowa siła je koordynuje – nie mierzysz wtedy rzeczywistości, lecz mierzysz właśnie tę siłę.

Możemy spodziewać się takiej formy skoordynowanego postępu w naukach ścisłych, inżynierii. Dziedziny te są ściśle ograniczone przez dwie bezlitosne moce: rzeczywistość świata fizycznego i ludzką ignorancję. A ta ostatnia odpuszcza jedynie o ciężko zdobywane milimetry.

Lecz fizyczna i ludzka sytuacja nauk humanistycznych – filozofii, etyki, literatury, religii i polityki – pozostała mniej-więcej niezmieniona od tysięcy lat. Nie widzimy żadnych dowodów na istnienie jakiejkolwiek zewnętrznej i jednokierunkowej siły która powinna koordynować te nauki, lecz to właśnie one wydają się tymi, które poruszają się najszybciej.

Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Jeśli potrafilibyśmy zrozumieć siły które nas prowadzą, moglibyśmy przewidzieć, dokąd zmierzamy. Niestety, odpowiedzią może być: piekło.

Darwin i dyskurs

Harvard nie jest czarną skrzynką; wiemy, jak działają te organizacje.

Instytucje katedry nie są ważne jako hierarchiczne struktury zarządzania. Nie są armią idei, jak Kościół. Dziekan Wydziału Chemii nie mówi profesorom chemii co myśli Bóg o tym, co powinni oni myśleć o fluorometanach.

Katedra operuje w trybie dyskursu – nie armii, lecz rynku idei. Te instytucje są po prostu markami – znamionami prestiżu. Na tym rynku idee ewoluują; reprodukują się przez bycie nauczanymi, mutują przez myślenie o nich, a kryterium doboru naturalnego jest-

Jest, no właśnie, co? Jeśli chcemy wiedzieć w kierunku czego będzie ewoluował system darwinistyczny, musimy przyjrzeć się presji selekcyjnej, której poddawane są jego organizmy. Jakich cech szuka nasza katedra?

Po pierwsze, przyjrzyjmy się najsolidniejszej części fundamentów: matematyce. W matematyce, rynek idei jest dość prosty. Błędy nie są tolerowane. Priorytet jest ściśle respektowany. Nawet ważność i jakość matematycznych osiągnięć jest powszechnie uzgodniona. Istotnie, zarówno w ZSRS czy III Rzeszy, czysta matematyka radziła sobie całkiem dobrze jako dziedzina nauki.

W matematyce, jedyną selektywną przewagą którą może mieć idea, jest bycie dobrą matematyką. Dobra matematyka wypiera złą matematykę. Matematyka jest dla katedry idealna – i dla Związku Radzieckiego także taka była. Tak, trudno wyobrazić sobie formę rządów tak dysfunkcyjną i dystopijną, że nie byłaby ona w stanie, posiadając odpowiednią pulę talentów o czysto autystycznym IQ, dokonywać postępów w matematyce.

Nauki ścisłe mają działać tak, jak matematyka. W niektórych miejscach, dziedzinach, i na niektóre sposoby, tak jest. W kilku miejscach są całkowicie zepsute, lecz to oczywiście zależy od twojej definicji ścisłości.

Ale już w nauce wyczuwamy istnienie innych sił; tego, że przewaga ewolucyjna danej idei może nie być spowodowana jedynie jakością tej idei; że o ile pozostaje jakieś wspólne pojęcie jakości, zaczyna ono wyglądać raczej jak erozja spuścizny.

A na wschód od nauki – cóż, de gustibus non disputandum. Oczywiście, w debacie pomiędzy Yale 1951 i Yale 2021 – twoja opinia może być różnoraka. Ja ogólnie uważam, że o ile obydwie instytucje mają na koncie kilka punktów, to ta pierwsza nie jest wystarczająco okrutna. Ale to tylko ja.

Załóżmy że tak jest, tj. Yale od tego czasu się pogorszył. Yale to ludzie i idee. Jest całkiem mało prawdopodobnym, by testy psychometryczne wykazały wielką różnicę między inteligencją studentów i profesorów w latach 1951 i 2021 – a w ogóle to pewnie mogłyby one wyjść na korzyść tych drugich.

Co zdaje się sugerować, że problem leży w ideach – że złe pomysły w naukach humanistycznych w pewien sposób rozkwitły w Yale (i wszędzie indziej) – tak, jak toksyczne sinice w dawniej niebieskim górskim jeziorze. Tylko dlaczego miało było się to stać?

Musi być to związane ze wzorcem przewagi selektywnej w tym rynku ekologii. Być może pobliska ferma świń uwolniła ścieki do jeziora, co ułatwiło egzystowanie jako śmierdząca sinica, a utrudniło prosperowanie jako wesoły pstrąg tęczowy.

Przypowieść

Na kontynencie Mu istnieją dwa państwa: Mundania i Mutopia. Tak jak Burundi i Rwanda, mają one bardzo podobne populacje i bardzo różne rządy.

Mundania jest tradycyjną monarchią absolutną z oficjalną religią państwową, jak carska Rosja. Mutopia jest postępową socjaldemokracją jak ta w której żyjemy, lecz jeszcze bardziej. W Mundanii ścina ci się głowę za nawet zachowywanie się w gejowski sposób; w Mutopii wymagane jest spróbować bycia gejem, no wiesz, przynajmniej raz.

Mundania wzniosła tak zwaną Tytanową Kurtynę między nią a tym obrzydliwym ścierwem, zapobiegając wszelkim formom społecznej i intelektualnej komunikacji. Lecz także i w Mundanii istnieją socjaldemokratyczni intelektualiści – niektórzy ludzie, okazuje się, po prostu tacy się rodzą. Ci wolni myśliciele są, oczywiście, prześladowani przez carską Ohranę, więc muszą korzystać z tych tajemnych zaszyfrowanych internetów by żyć, oddychać, myśleć, shitpostować i chodzić na gejowskie randki z BDSM.

Mutopia natomiast, a jakżeby inaczej, jest zarządzana przez socjaldemokratycznych intelektualistów. Gwoli ścisłości: Mutopia jest rządzona przez permanentne państwo administracyjne które prowadzi politykę tworzoną przez socjaldemokratycznych profesorów z prestiżowych instytucji, i jest nadzorowana przez socjaldemokratycznych dziennikarzy z prestiżowych instytucji. To ciężkie do dostania stołki, świetne stołki. I nikt nie musi nadzorować profesorów i dziennikarzy – są oni samonadzorującymi się strażnikami. Nieźle!

Teraz: gdybyś musiał założyć się o to, którzy socjaldemokratyczni intelektualiści mają lepsze idee, na których byś postawił? Kurs na obie opcje to 2,00. Pamiętaj, że Mundańscy intelektualiści nie słyszą co mówią Mutopijczycy, i vice versa – mówimy o dwóch kompletnie oddzielonych rynkach idei.

Twoja intuicja odpowie że lepsze, bardziej atrakcyjne treści otrzymasz od Mundańskich dysydentów niż od Mutopijskich profesorów. Zastanówmy się, czemu masz rację.

Przewaga ewolucyjna dominujących idei

Ściekami trującymi jezioro jest suwerenność. Dysydenci mają lepsze idee od profesorów, bo profesorowie posiadają suwerenność, a dysydenci nie.

Profesorowie i dziennikarze mają suwerenność, ponieważ są im delegowane ostateczne decyzje i nie istnieje nad nimi żadna wyższa siła. Tylko profesorowie mogą tworzyć politykę rządu – to znaczy, wyznaczać jego strategię; tylko dziennikarze mogą rozliczać rząd – to jest, zarządzać jego taktyką. Strategia plus taktyka równa się kontroli.

Dysydenci nie posiadają suwerenności, bo ani Cara, ani Kościoła nie obchodzi, co oni myślą. Te siły obchodzi jedynie to, że oni myślą, i ich jedynym pragnieniem jest, aby zaprzestano myślenia – na dodatek, te siły dokładnie wiedzą gdzie dokonać cięcia. Dysydenci nie posiadają w ogóle dobrego powodu, by myśleć – więc to, o czym myślą, nie ma żadnego znaczenia.

Tak więc w skrytych, oświetlanych świecami strychach dysydenckiej Mundanii, idee które zwyciężają są po prostu najlepszymi ideami; intelektualiści którzy zwyciężają są po prostu najlepszymi myślicielami. Jedyną przewagą ewolucyjną którą mundańska idea może posiadać, jest jej czysta prawda i/lub piękno. Życie mundańskiego dysydenta jest okropne, ale twarde jak diamenty i niesamowicie czyste.

W tym samym czasie, w salach wykładowych i konferencyjnych Mutopii istnieje rynek na idee dominujące. Idea dominująca to taka, która uzasadnia sprawowanie władzy. W Mutopii takim ideom wiatr wieje pod narty.

A rynku na idee recesywne nie ma. Idea recesywna to taka, która potępia władzę i/lub jej sprawowanie. Takiej w Mutopii wieje w plecy. Żadne z tych dwóch ewolucyjnych zaburzeń nie występuje w środowisku mundańskich dysydentów.

Rozważmy problem zmian klimatu. Są dwa sposoby na odpowiedź: podjęcie działań, lub ich zaniechanie. Działania wymagają władzy – dużej władzy, bo musiałaby ona realokować jakoś z 10^14 dolarów czynności gospodarczych. Oj nie!

Idea alarmizmu klimatycznego odpowiada działaniu. Idea denializmu klimatycznego odpowiada zaniechaniu działań. Bez wiedzy o tym, która strona ma rację, możemy zaobserwować iż alarmizm jest ideą dominującą, a denializm recesywną.

Nie jest zbyt trudnym zrozumienie dlaczego, w salach wykładowych i konferencyjnych, idee dominujące wygrywają z recesywnymi. Idea dominująca jest ideą która na ogół przynosi korzyści tobie i twoim kolegom. Idea dominująca będzie szczególnie popularna wśród twoich przyjaciół i byłych studentów w służbie cywilnej, bo daje im ona więcej pracy i więcej władzy.

A idea recesywna, oczywiście, jest przeciwieństwem tych rzeczy. Klimatolog podpisujący się pod denializmem klimatycznym oznajmia swoim kolegom i całemu światu: klimatologia nie jest ważna. Czy to niespodzianka – w Bayesowskim sensie – że konsensus klimatologów orzekłby, że klimatologia ma znaczenie?

Nic z tej analizy nie mówi nam, która z idei jest dobra. Dowiadujemy się natomiast, że katedra Mutopii nie może być w stanie tego ustalić – bo jest rynkiem, który zawsze preferuje idee dominujące.

Po usunięciu pseudoinformacji które w oczywisty sposób powstały w rezultacie takiej ewolucji, zostajemy nie z przeciwieństwem pseudoinformacji, lecz z brakiem informacji. Czymkolwiek jest sygnał który wysyła nam rzeczywistość, nie możemy go usłyszeć. Wszystko co wiemy to to, że nasze instytucje nie mogą usłyszeć, myśleć o, nauczyć się, poznać, zrozumieć lub uczyć jakichkolwiek recesywnych idei – to jest idei, które groziłyby władzy lub delegitymizowałyby ją.

To powszechne uszkodzenie mózgu opinii publicznej jest w ciekawy sposób zreplikowane obok, w Mundanii, gdzie Car jest niemniej nietolerancyjny w stosunku do wywrotowej, heretyckiej i subwersyjnej dezinformacji. Po kiego Car miałby pozwolić jakiejś gejowskiej, ateistycznej gazecie przeklinać Boga, Kościół i całą Rodzinę Królewską? Co? Czy w Mundanii nagle zabrakło cel więziennych? Czy wszyscy producenci biczów są na jakimś, hm, biczowym strajku? Na Boga, Car będzie go torturował osobiście!

Car – którego publiczny umysł jest kanonem, nie dyskursem – otrzymuje w zasadzie te same rezultaty co katedra, za pomocą całkowicie przeciwnych metod. Car karze dewiację od intelektualnego kanonu. Katedra nagradza konformizm z myślą dominującą.

Oczywiście, kij i marchewka są dwoma wspaniałymi smakami, które razem smakują wspaniale – ale obydwa są władzą. Łatwo jest myśleć o nagrodzie i karze jako różnych rzeczach; one takimi nie są; są różnymi sposobami na dotarcie do tego samego celu, to jest władzy nad ludźmi.

Katedra nie jest naprawialna

Katedry nie da się naprawić z dwóch powodów. Po pierwsze, nie da się jej naprawić – po prostu na nią spójrz. Po drugie, to nie to jest problemem.

Wróćmy do jeziora i ścieków. Jak naprawić jezioro? Na pewno nie poprzez usunięcie sinic! Jasne, że trzeba usunąć wyciek brudów i pozbyć się świńskiej fermy. Można potem albo poczekać aż jezioro naturalnie samo się oczyści, albo wypompować zatrute wody i pozwolić górskiemu potokowi ponownie zapełnić zagłębie. Polecam… tę drugą opcję.

W tym wypadku świńska ferma jest formą rządów, która wycieka władzę – która inheretnie chce outsource’ować odpowiedzialność na zewnątrz. Zawsze gdy rząd planując swoje działania opiera się na badaniach naukowych, podejmuje decyzje na podstawie doniesień medialnych, lub wybiórczo informuje media, to właśnie to zaufanie wycieka suwerenność w kierunku katedry. Która, będąc poza rządem, jest tak bardzo “demokratyczna”, jak Czyngis-chan

Czemu rząd – lub, bardziej precyzyjnie, służba cywilna – wycieka władzę? Bo jest ona biurokracją, a biurokracje wyciekają władzę. To jak pytać się, dlaczego silnik dwusuwowy spala benzynę – albo przynajmniej dlaczego silnik Diesla wydmuchuje sadzę.

W biurokracji, decyzje na każdym poziomie nie są podejmowanie przez jednostki; są one podejmowane przez procedury. Cała praca odbywa się wg procedur. Kierownicy w biurokracji nie są szefami; są osobami zarządzającymi wyjątkami.

Fundamentalną zasadą sukcesu urzędnika jest to, że o ile pochwały za sukcesy są ważne (każdy uwzględniony w procedurze będzie doceniony), to kluczowym jest, by uniknąć bycia odpowiedzialnym, gdy coś pójdzie źle. Na szczęście system podejmowania decyzji przez procedury rozprzestrzenia i zwielokrotnia dreszczyk emocji związany z sukcesem, jednocześnie tłumiąc i rozmywając cierpienia od porażek. 

Lecz jeśli urzędnik może wyeksportować odpowiedzialność poza rząd per se, jest to jak wyrzucanie toksycznych ścieków do oceanu. Lub do górskiego jeziora. Który hodowca świń chciałby mieć zalew gnoju na swojej fermie? Nawet świnie nie lubią tego smrodu… i to jest powód, dlaczego biurokracja Mutopii wycieka władzę. Podobnie jak każda inna biurokracja, być może oprócz tych dopiero co ustanowionych.

I to jest powód, dlaczego nie można jej naprawić. Organizacja, gdzie odpowiedzialność jest skierowana ku górze, bez wycieków, jest organizacją o strukturze podobnej do armii bądź korporacji. W tej formie zorganizowania (z której korzysta praktycznie wszystko, co nie jest rządem), twój przełożony faktycznie jest twoim szefen. Ostateczny autorytet i odpowiedzialność leżą na jednej osobie.

Ta forma rządów – forma, która nie wycieka władzy – ma nazwę. Jest to monarchia. Forma rządów, z której aktualnie korzysta Mutopia, także ma nazwę. To biurokracja, która jest jednym z rodzajów oligarchii. (“Deep State”, “Banda czworga” czy “Układ z Magdalenki”, jeśli koniecznie musisz.)

Więc różnica między naszym rządem, a rządem którego władza jest “szczelna”, jest tak podstawowa, jak to tylko możliwe – nie jak różnica między kotem a kurą, lecz jak różnica między kotem a kurką (grzybem). Nie istnieje, w sumie, jakiś rodzaj operacji chirurgicznej, która zmieni jeden z tych organizmów w drugi.

Przyszłość Mu

Więc wyrocznia Mutopii jest zepsuta – i nie da się jej naprawić. Jej rząd podejmuje decyzje które są nie tyle losowe, co aktywnie złe i autodestrukcyjne (Korwin o małpie i socjaliście), bo jego mózg jest katedrą, która jest strukturalnie uprzedzona w kierunku tych dominujących idei, których większość (lecz nie wszystkie) są po prostu złymi ideami.

Nic dziwnego, że Mutopia to jeden wielki bałagan. Z drugiej strony, Mundania też taka jest. Jej rząd, który także przed nikim nie odpowiada, takżę podejmuje złe, autodestrukcyjne decyzje – bo Car popada w demencję starczą. Jego syfilis także zaczyna dawać o sobie znać…

Na szczęście, chwilę po napisaniu tej przypowieści, na kontynencie Mu sprawy przyjęły radykalny obrót. W obydwu krajach wybuchło powstanie chłopskie. I, jak w rezultacie (prawie) żadnego powstania chłopskiego w historii, stan rzeczy poprawił się.

Co stało się w Mundanii

W Mundanii: wybuchło powstanie chłopskie. Poprzez kolektywny racjonalizm, który widzimy często (a przynajmniej czasem) wśród chłopów, zdali sobie oni sprawę z następujących faktów:

Po pierwsze: ich rząd ssał. Car był wstrętny, niekompetentny i sadystyczny. Jego syn, Carewicz, był ćpunem, krążyły pogłoski o jego pedofilskich zapędach, a poza tym wiadomo było o jego hemofilii.

Po drugie: istniała odpowiedzialna elita, zdolna do objęcia posad w nowym rządzie. Jego nowa forma to monarchia “konstytucyjna” w której władca jest tak naprawdę żartem – wypchanymi szatami, na które nakłada się koronę. Prawdziwa władza należy teraz do intelektualnego podziemia, które przetrwało ucisk Cara.

Tak więc, racjonalne chłopstwo skorzystało z siły demokracji – która jest wszechpotężna, lecz niestabilna – w celu detronizacji ich starej monarchii, i zainstalowania nowej oligarchii. To jest zawsze prawidłowy sposób na wykorzystanie demokracji – tej jednej politycznej siły, która nigdy nie jest celem, lecz zawsze środkiem.

W nowym reżimie, prawdziwa władza jest sprawowana przez służbę cywilną – obsadzoną, rzecz jasna, przez dysydentów, którzy byli przeciwnikami starej władzy. Każde świadectwo opresji przez carską Ohranę jest honorową odznaką która daje ci wiele przywilejów i możliwości. Zachowajcie wszystkie wycinki obsmarowujących was artykułów, dysydenci – jednego dnia, staną się one waszymi kwitami.

Ta nowa forma rządów działa spektakularnie dobrze, bo nowa elita rządząca jest niesamowicie dobrze dobrana. Składa się z ludzi godnych poświęcić wszystko w celu zachowania ich zdrowia psychicznego i godności. Tacy ludzie są najlepszy mężami stanu – a idee mundańskich dysydentów, jak pamiętamy, ewoluowały w kierunku niczego innego, niż czystej prawdy.

Więc nowa, wolna Mundania jest teraz zarządzana przez bezinteresowną liberalną elitę. Przyszłość Mundanii rysuje się więc w różowych barwach! I będzie tylko lepiej – do czasu…

Co stało się w Mutopii

W Mutopii: wybuchło powstanie chłopskie. Poprzez kolektywny racjonalizm, który widzimy często (a przynajmniej czasem) wśród chłopów, zdali sobie oni sprawę z następujących faktów:

Po pierwsze: ich rząd ssał. Zarówno katedra jak i służba cywilna miały absurdalną obsesję na punkcie rasy – bo wojna rasowa jest ideą dominującą. Przestępczość była coraz bardziej powszechna – bo tolerowanie przestępczości to idea dominująca. A gdy służba cywilna wreszcie stanęła przed zadaniem rozwiązania prawdziwego, nieprzewidzianego i znaczącego problemu, okazała się ona całkowicie bezużyteczna. A, i była też armia – niezdolna do wygrania wojny, nawet nic nie znaczącej wojny.

Ponadto, wraz z odrywaniem się światopoglądu katedry od rzeczywistości, Mutopia miała coraz większe problemy z egzekwowaniem tego światopoglądu za pomocą marchewki i tylko marchewki. W pewnym momencie katedra musiała zwrócić się ku innej formie manipulacji umysłów – i zaczęła rozwijać, bazujące na kiju, mundańskie formy intelektualnych kar. Byli cenzorzy, informatorzy, wszystkie te sprawy.

Po drugie: istniała odpowiedzialna elita, zdolna do objęcia posad w nowym rządzie. W tak zwanym “sektorze prywatnym”, sztuka monarchii została opanowana do perfekcji. Niektóre z tych monarchii zdołały nawet zgromadzić służbę tak wielką, jak jakikolwiek rząd, którego Mutopia mogłaby potrzebować, z poziomiem kapitału ludzkiego (a przynajmniej IQ) prawdopodobnie nigdy wcześniej nie osiągniętym na takim poziomie w rządzie, zdolnym do dostarczania ci z bezwzględną perfekcją – 

Zdolnym do dostarczenia ci z bezwzględną perfekcją zabawek, rozrywek, luksusów, gier i wygód, pornografii i narkotyków, i wszystkiego, co pieniądz “gospodarki usługowej” jest zdolny do nabycia. Lecz – żadna z tych rzeczy oczywiście nie była ważna. XD.

Tak więc, racjonalne chłopstwo skorzystało z siły demokracji – która jest wszechpotężna, lecz niestabilna – w celu detronizacji ich starej oligarchii, i zainstalowania nowej monarchii. To jest zawsze prawidłowy sposób na wykorzystanie demokracji – tej jednej politycznej siły, która nigdy nie jest celem, lecz zawsze środkiem.

Nowy monarcha – człowiek uważany przez wszystkich za wyjątkowego przywódcę-wizjonera mutopijskiego  “sektora prywatnego”, założyciel nie jednej, lecz dwóch rewolucyjnych firm – obsadził swój nowy reżim, państwo startupowe, weteranami technologicznych wojen Mutopii.

Te rzezimieszki z Doliny Krzemowej nie wiedziały nic o rządzeniu – czasem zatrudniając jakiegoś bladego byłego żołnierza linii frontu, na umowie B2B, w celu uzyskania pomocy podczas tranzycji władzy – żaden węzeł gordyjski nigdy nie był w stanie powstrzymać tych genialnych typków.

A wracając do kwestii starej oligarchii, katedry i służby cywilnej – zostały one po prostu upłynnione – ustawione pod murem, zastrzelone, wrzucone do rowu, polane benzyną i spalone… Nie! Co ja gadam? To zupełnie inny timeline. Zły sen. Sorry. To byłaby wielka szkoda. Proszę, pamiętajcie by na pewno nigdy tak nie zrobić.

Mutopijscy urzędnicy byli, oczywiście, jednymi z najlepszych ludzi w kraju. Niektórych nawet ponownie zatrudniono, na niskich stanowiskach. Reszcie wypłacono sowite odprawy i pomożono im znaleźć nowe, satysfakcjonujące zawody, pasujące do ich prawdziwych talentów. Jeśli niektórzy z nich byli profesorami matematyki lub nauk ścisłych – być może skończyli na tych samych stołkach.

Oczywiście, nikt z nich nie zrobił nic złego poprzez służbę poprzedniemu reżimowi. Normalni ludzie obwinialiby Nazistów za III Rzeszę, i Stalinistów za Związek Radziecki. Czas być ponad obwinianiem obywateli lub nawet zatrudnionych w rządzie za przestępstwa popełnione przez ich reżimy. To jest jedna z tych XX-wiecznych idei która musi zostać zapomniana.

W ciągu kilku miesięcy, lub przynajmniej lat, Mutopia stała się czystym, śpiewającym i lśniącym rajem, gdzie każdy miał nie tylko zabawki i rozrywki na które zasługiwał, ale także szczerze znaczącą i satysfakcjonującą pracę, na którą zasługiwał. I nikt – nikt w ogóle – nie był zainteresowany kwestiami rasowymi

Wdzięczność chłopów wobec ich nowego monarchy – strasznie płodnego człowieka, z wieloma kiełkującymi dziedzicami – jest niemożliwa do wyrażenia. Ta nowa, działająca Mutopia jest zarządzana nie przez niekompetentnych leśnych dziadków pierdzących w stołki i jajogłowych w wieżach z kości słoniowej, lecz przez jej najbardziej zdolnych i wizjonerskich wygrywów – pod przewodnictwem nie tylko nowego króla, lecz nowej dynastii, której rodzinną misją jest uczynienie Mutopii wielką, nie tylko w skali lat, lecz w perspektywie wieków

Przyszłość Mutopii rysuje się więc w różowych barwach! I będzie tylko lepiej – do czasu…

Oryginał

Leave a comment